Harry wyglądał przez małe zamknięte okno oparty o wąski parapet. Jego
posępna twarz niewyraźnie odbijała się w szybie. Poprawił okrągłe okulary,
które niemal całkowicie zjechały mu z nosa. Wciąż trzymał w jednej ręce Proroka
Codziennego. Zielone oczy chłopaka wpatrzone były w artykuł na pierwszej
stronie gazety. Czytał go już kilkakrotnie, ale wciąż nie mógł oderwać od niego
swojego pustego spojrzenia. Nagle usłyszał pukanie do drzwi pokoju. Wyprostował
się na krześle, które głośno zaskrzypiało. Rzucił Proroka Codziennego na łóżko.
– Proszę! – krzyknął obojętnym tonem, nie odwracając się od okna.
– Harry, zejdź na dół, mama przygotowała śniadanie – do jego uszu dobiegł
delikatny głos Ginny.
– Dajcie mi jeszcze chwilkę, zaraz do was dołączę. – spojrzał na nią i
uśmiechnął się.
Dziewczyna przyglądała mu się badawczo, jakby nie do końca wierzyła w jego
słowa. Po chwili jednak zatrzasnęła drzwi, zostawiając go samego. Prawdę mówiąc
Harry nie miał najmniejszej ochoty wychodzić z tego pokoju, ale nie chciał
robić niepotrzebnego zamieszania. Wiedział, że zaraz wszyscy zaczęliby się
martwić, a tego, z całą pewnością, wolał uniknąć. Wstając z krzesła, przetarł
zmęczone oczy i ruszył w kierunku wyjścia.
– Harry, kochanie, siadaj do stołu! – entuzjastyczny ton pani Weasley
wypełnił całe pomieszczenie. W jednej dłoni trzymała patelnie, a w drugiej
pusty talerz. Wszyscy obecni przy stole wbijali w niego wzrok, wyglądali jak
spetryfikowani. Na twarzach mieli wyryte najróżniejsze emocje. Najczęściej
przewijały się troska, niepokój i współczucie.
– Cześć – odparł krótko i pewnie, na co zesztywniała widownia nagle się
poruszyła.
– Witaj, Harry! – krzyknęli chórem, zupełnie, jakby tworzyli grupę
wsparcia.
Usiadł obok Rona i Hermiony. Pani Weasley od razu podeszła, aby uraczyć go
pysznym śniadaniem. – Twoje ulubione danie, kochanieńki, jajka na bekonie –
powiedziała ciepło, kładąc przy nim talerz.
– Dziękuję. – Harry spojrzał na nią uważnie. Musiał przyznać, że świetnie
grała swoją rolę. Na jej pulchnej buzi nie było cienia zmartwień. Sprawiała
pozory beztroskiej kobiety. Cała reszta rodziny zachowywała się zgoła inaczej.
Co jakiś czas pan Weasley nerwowo spoglądał na niego znad Proroka Codziennego.
Ginny z nieprzytomnym wzrokiem dłubała widelcem w swoim jedzeniu. Fred i George
rozmawiali cicho między sobą, trzymając w dłoniach jakąś starą mapę. Oboje
zrezygnowali z wymarzonego sklepu z „zabawkami”, czasy nie były najlepsze na
rozwijanie takiego interesu. W obliczu wojny nikt nie myślał o zabawie. Nie
mając wielkiego wyboru, przyjęli posadę aurorów. Teraz trwało tak wielkie
zapotrzebowanie na armię, że na posadę łowcy czarnoksiężników, przyjmowano
bardzo młode osoby. Prawdopodobnie Percy
maczał palce w nowym rozporządzeniu. Od kiedy stał się prawą ręką Knota, rzadko
widywano go w domu. O dziwo jego relacje z rodziną uległy poprawie, chociaż
ciężko było mówić o całkowitym zażegnaniu konfliktu. Charlie był w trakcie
ważnej misji w Rumunii, miało to związek ze sprowadzeniem smoków na pole bitwy.
Za jego sprawą, atmosfera w Norze zrobiła się cięższa niż zwykle. Od dłuższego
czasu nie dawał znaku życia. Przestał przysyłać listy. Najbardziej przeżywała
tę sytuację pani Weasley. Nawet na moment nie mogła zmrużyć oka. Późną nocą, w
samotności, wylewała swoje łzy. Harry również dobrze nie sypiał i pewnego razu,
schodząc do kuchni po wodę, natknął się na płaczącą kobietę. Próbował z nią o
tym porozmawiać, ale zwyczajnie go zbyła, twierdząc, że tylko mu się wydaje.
Harry nie naciskał. Sam nie lubił, gdy ktoś na siłę próbował coś od niego
wyciągnąć. Był świadom, że w pewnych sytuacjach żadne słowa nie przyniosą
ukojenia. Jeszcze inaczej miała się sprawa z Williamem, najstarszym z braci,
który postanowił pomóc przy zabezpieczaniu granic Hogwartu. Dumbledore musiał
nieźle się natrudzić, aby Molly w końcu przystała na ten pomysł, udzieliła
pozwolenia dopiero wówczas, gdy padły
słowa: „To dla bezpieczeństwa Harry’ego…”.
Harry nie pierwszy raz podsłuchał jedną z takich rozmów, dlatego poczucie winy
bardzo go męczyło. Wiedział, że to dla niego wszyscy ryzykują własne życie. Za
jego sprawę nieustannie ginęli niewinni ludzie. Codziennie do świata
czarodziejów napływały informacje o kolejnych mordach na mugolach, dlatego
bezradne siedzenie w Norze tylko potęgowało jego złe samopoczucia. Chciał działać, jednak wszyscy
zgodnie twierdzili, że najlepszym rozwiązaniem będzie ucieczka. Nie podzielał
ich zdania, był w końcu pełnoletni, sam więc mógł decydować o własnym życiu.
Pragnął jak najszybciej wrócić do Hogwartu i porozmawiać z dyrektorem. Od czasu
rozmowy z Molly, nie pojawił się ani razu w mieszkaniu Weasleyów. Harry
tłumaczył sobie, że czarodziej zwyczajnie nie miał na to czasu.
– Harry, nie jesteś głodny? – głos Hermiony wyrwał go z zamyśleń.
Patrzyła na niego z dziwną obawą w oczach. Swoje gęste lekko kręcone włosy
spięte miała w kucyk.
– Oczywiście, że jestem – odrzekł i lekko się zaśmiał. Wziął do ust spory
kawałek jajka. Dziewczyna wyraźnie się rozchmurzyła.
– Jeszcze trzy dni i znów będziemy w Hogwarcie – zakomunikował z widoczną
ulgą Ron. Jemu jedynemu dopisywał apetyt, bo w niezwykle szybkim tempie zjadł
swoją porcję. – Mam już dość tej nieprzyjemnej atmosfery w domu – odwrócił
krzesło bardziej w stronę Harry’ego, jedną rękę oparł o stół. Na jego twarzy
znów pojawiło się kilka dodatkowych piegów.
– Też nie mogę się doczekać – Harry w dalszym ciągu zmuszał się do
konsumpcji, aby zadowolić otaczających go towarzyszy i nie wzbudzić sensacji.
– Nie mów z pełnymi ustami – upomniała go matka Rona, która co jakiś czas
krążyła w jego pobliżu. Harry był pewien, że starała się podsłuchać, o czym
rozmawiają.
– Musimy wytrzymać jeszcze troszkę – Hermiona odsunęła od siebie talerz z
niedojedzoną kanapką.
– Może w takim razie zacznijmy się szykować do wyjazdu? – zaproponował Ron
z krzywym uśmiechem, spoglądając na swoją rodzinę z niesmakiem.
– Chcecie powiedzieć, że jeszcze się nie spakowaliście? Jesteście naprawdę
niemożliwi! – zawołała Hermiona karcąco, kręcąc głową do przyjaciół.
– Mówi to ktoś, kto nawet się nie rozpakował – odparł ironicznie rudzielec,
wstając z krzesła.
Harry niepewnie spojrzał za siebie. Wciąż czuł się jak dziecko. Pani
Weasley nieustannie trzymała go na muszce, jednak, gdy tylko pokazał pusty
talerz, pozwoliła odejść mu od stołu. Wszyscy troje szybko pobiegli do góry po
schodach.
***
Miałam okazję z tym Prologiem spotkać się już na HPnecie więc skomentuję tak samo jak tam xD
OdpowiedzUsuńKrótkie, no ale prolog ma to do siebie że może być krótki :D
Nie lubię niekanonicznych rozwiązań i takie alternatywne rzeczywistości różnie odbieram, ale staram się też z góry nie skreślać.